Po raz pierwszy od opuszczenia Dublina zaznałem ciepłej i słonecznej pogody. Miałem wielkie szczęście, bo akurat dzisiaj byłem na wyspie Inisheere, najmniejszej z trzech Aran, które przy takiej pogodzie mogą z powodzeniem konkurować z niejednym greckim archipelagiem.
Zanim przybyłem do Irlandii, wyobrażałem sobie Arany jako trudno dostępne wyspy, na których są problemy z podstawowymi mediami oraz gdzie zapuszczają się tylko najodważniejsi turyści. Na miejscu musiałem jednak zrewidować to przekonanie, gdyż od dobrych kilkunastu lat Arany są jedną z większych atrakcji turystycznych Irlandii i codziennie przybywają tu licznymi promami i samolotami tysiące turystów. Jako że nie lubię miejsc typowo turystycznych, zrezygnowałem z odwiedzenia największej i najbardziej popularnej wyspy Inishmór, postanowiłem natomiast popłynąć na Inisheer, która także ma wiele do zaoferowania. Wyboru zdecydowanie nie żałuję.
Inisheer, której obwód wynosi około 12 km, można obejść dookoła bez pośpiechu w 4 godziny. Spośród garstki turystów, która dziś tu przypłynęła, prawdopodobnie tylko ja wybrałem tę opcję poznania wyspy, którą teraz mogę śmiało polecić. Największym walorem wyspy są jej krajobrazy - kamienne mury, skaliste wybrzeża, spienione morze. W czasie spaceru można zobaczyć latarnię morską, wrak statku, który rozbił się tu w latach 60., a także pozostałości fortu z I wieku naszej ery. Urokliwa jest tutejsza wioska - w ogrodach widzi się dużo egzotycznej roślinności, np. palmy. Życie tutaj teraz nie jest już takie trudne jak niegdyś - działa tu nawet centrum kulturalne, w którym odbywają się regularnie występy oraz wystawy.
Gdy przemierzałem najbardziej dziką część wyspy, doszło do niespodziewanego, lecz bardzo miłego spotkania. Poznałem Annę, Polkę z Dublina, oraz Megan z USA, które od kilku dni wypoczywają na Inisheer. Zaskakujące, że tak często możemy poznać ciekawych ludzi w tak odludnych miejscach!
Wczoraj w hostelu poznałem także Germaine'a z Francji, który samotnie przemierza pieszo lub autostopem najciekawsze regiony Irlandii. Germaine jest studentem kinematografii, a całą swoją podróż dokumentuje. Opowiadał mi też o swoich ambitnych planach co do filmu fabularnego, którego akcja rozgrywałaby się w Irlandii. Kto wie, może kiedyś wszyscy o nim jeszcze usłyszymy? Dzisiejszy dzień był jednym z najlepszych. Mam nadzieję, że jutro pogoda też dopisze!