Po długiej podróży w mało komfortowym autobusie państwowego przewoźnika Bus Eireann, dotarłem do 70- tysięcznego Galway, o którym wyczytałem, że jest najbardziej irlandzkim miastem. Nie ma tu zbyt wielu zabytków - turystów przyciągają tu bardzo liczne puby w centrum oraz najciekawsze (a przynajmniej najbardziej popularne) atrakcje przyrodnicze Irlandii, które znajdują się w okolicy. Dwie z nich - wyspy Aran oraz klify Moheru - mam zamiar odwiedzić w ciągu najbliższych dwóch dni.
Zatrzymałem się w ponoć najlepszym (wg przewodnika Lonely Planet i HostelWorld.com) hostelu w mieście - Kinley Hostel. Różni się on znacząco od Tipperary House, który miał charakter rodzinnego bed&breakfast oraz od Errigal Hostel, w którym czułem się jak w górskim ośrodku wypoczynkowym. Kinley Hostel gości przede wszystkim dużo więcej ludzi i więcej tu ruchu. Nie mogę jednak na nic narzekać, poza tym, że trochę tu zbyt "hipstersko" jak dla mnie - te cztery Maci udostępnione gościom w pokoju wspólnym to przesada :)